Nie przyjeżdżamy, nie rozstawiamy sprzętu i nie lecimy z tematem w ciemno. Wszystko zaczyna się od dokładnej analizy – oglądamy elewację, szukamy potencjalnych problemów, pęknięć, uszkodzeń czy przebarwień. Chcemy wiedzieć, z czym mamy do czynienia, żeby dobrać odpowiednie środki i sposób pracy.
Kiedy już wiemy, co i jak – zabezpieczamy wszystko dookoła. Okna, drzwi, parapety, a także roślinność – szczelnie zakrywamy specjalnymi foliami. Jesteśmy z tych, co wolą chuchać na zimne. Wolimy poświęcić kilka minut więcej, niż potem naprawiać niepotrzebne szkody.
Następnie nakładamy chemię, która przez kilkanaście minut działa sobie spokojnie na powierzchni ściany. Nie spieszymy się. Cierpliwość w tym procesie to klucz do sukcesu – pozwalamy środkom dokładnie wniknąć w strukturę tynku i „wyciągnąć” cały brud.
Na koniec – płukanie chmurką wodną. To ten moment, kiedy elewacja znowu zaczyna wyglądać jak nowa, a my uśmiechamy się pod nosem, widząc różnicę „przed i po”.